Regent nader zręcznie wprasował się do autobusu, który na pełnym gazie pędził w kierunku placu Arbackiego, i umknął. Iwan, zgubiwszy jednego ze ściganych, całą swoją uwagę skoncentrował na kocurze i zobaczył, że dziwny ów kot podszedł do drzwi wagonu motorowego linii A, który stał na przystanku, bezczelnie odepchnął wrzeszczącą kobietę, chwycił za poręcz i nawet wykonał próbę wręczenia konduktorce dziesiątaka przez otwarte z powodu upału okno.
Zachowanie się kota wstrząsnęło Iwanem do tego stopnia, że zastygł nieruchomo obok sklepu kolonialnego na rogu, i wtedy zdumiał się po raz drugi, i to znacznie silniej, tym razem za przyczyną konduktorki. Ta, skoro tylko zobaczyła włażącego do tramwaju kota, wrzasnęła, dygocąc z wściekłości:
-Kotom nie wolno! Z kotami nie wolno! Psik! Wyłaź, bo zawołam milicjanta!
Ani konduktorki, ani pasażerów nie zdziwiło to, co było najdziwniejsze – nie to więc, że kot pakuje się do tramwaju, to byłoby jeszcze pół biedy, ale to, że zamierza zapłacić za bilet!
Kot okazał się zwierzakiem nie tylko wypłacalnym, ale także zdyscyplinowanym. Na pierwszy okrzyk konduktorki przerwał natarcie, opuścił stopień i pocierając monetą o wąsy, usiadł na przystanku. Ale gdy tylko konduktorka szarpnęła dzwonek i tramwaj ruszył, kocur postąpił tak, jak postąpiłby każdy, kogo wyrzucają z tramwaju, a kto mimo to jechać musi. Przeczekał, aż miną go wszystkie trzy wagony, po czym wskoczył na tylny zderzak ostatniego, łapą objął sterczącą nad zderzakiem gumową rurę i pojechał, zaoszczędziwszy w ten sposób dziesięć kopiejek.
-Tak, tak – powiedział doktor, odwrócił się do Iwana i dodał: - Dzień dobry!
-Serwus, draniu! - głośno, z nienawiścią odpowiedział Iwan.
Riuchin zmieszał się do tego stopnia, że nie ośmielił się nawet podnieść oczu na uprzejmego lekarza. Ale tamten ani trochę się nie obraził, tylko wprawnym ruchem zdjął okulary, rozchylił fartuch, włożył je do tylnej kieszeni spodni, a następnie zapytał Iwana:
-Ile pan ma lat?
-Idźcie wy wreszcie do wszystkich diabłów! - ordynarnie wrzasnął Iwan i odwrócił się.
-Czemu pan się złości? Czy powiedziałem coś niegrzecznego?
-Mam dwadzieścia trzy lata – powiedział ze wzburzeniem Iwan – i złożę na was wszystkich zażalenie. A już zwłaszcza na ciebie, ty gnido! - Riuchinem zajął się oddzielnie.
-A z jakiego powodu chce pan składać zażalenie?
-A z takiego, że mnie, zdrowego i normalnego człowieka, związana i przemocą przywieziono do domu wariatów! - gniewnie odpowiedział Iwan.
-Nie widziałeś, że jest w samych gaciach? - powtórzył pirat.
-Zlitujcie się, Archibaldzie Archibaldowiczu – mówił, purpurowiejąc portier – co ja miałem zrobić? Sam rozumiem, na werandzie siedzą damy...
-Damy nic tu nie mają do rzeczy, damom jest to obojętne – odpowiedział pirat, dosłownie spopielając portiera oczyma. - Ale milicji to nie jest obojętne! Człowiek w bieliźnie może kroczyć ulicami Moskwy tylko w jednym wypadku, w tym mianowicie, kiedy towarzyszą mu milicjanci, i tylko w jednym kierunku – na komisariat!
Riuchin sapał ciężko, czerwony był jak burak i myślał tylko o jednym – że oto wyhodował żmiję na własnym łonie, zajął się serdecznie człowiekiem, który zdemaskował się jako podstępny wróg. A co najgorsze, Riuchin był teraz całkowicie bezradny – nie będzie się przecież wykłócał z wariatem!
Mikhail BulgakovWtedy wreszcie zrozumiano, że należy się rzucić na Iwana, i rzucono się na niego.
Mikhail Bulgakov„-Tego jeszcze brakowało!” - i od tej chwili myśli Stiopy pobiegły dwutorowo, ale, jak to się zwykle dzieje w chwili katastrofy, w jednym kierunku i w ogóle diabli wiedzą dokąd.
Mikhail Bulgakov„Boże wszechmogący!”... - pomyślał nerwowy jak wszyscy bufetowi Andriej Fokicz.
Mikhail Bulgakov-Co to ma znaczyć? - zawołał Woland. - Dlaczegoś sobie pozłocił wąsy? I po kiego diabła ci ta muszka, skoro nie masz nawet spodni?
-Spodnie nie obowiązują kota, messer – niezmiernie z siebie zadowolony odpowiedział kocur. - Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie w bajkach, messer. Ale czy zdarzyło ci się kiedykolwiek widzieć na balu kogoś, kto by nie był w muszce? Nie chciałbym znaleźć się w ośmieszającej sytuacji ani ryzykować, że zostanę wyrzucony za drzwi. Każdy przystraja się, jak może. Weź pod uwagę, messer, że to, co powiedziałem, odnosi się także do lorgnon!
-Ale wąsy?...
-Nie rozumiem – oschle zaprotestował kocur – dlaczego Azazello i Korowiow, goląc się dzisiaj, mogli się posypać białym pudrem, i w czym biały puder jest lepszy od złotego? Upudrowałem sobie wąsy, i to wszystko! Co innego, gdybym się ogolił! Ogolony kot to rzeczywiście shocking, zgoda, zawsze to przyznam. Ale w ogóle – głos kota zadrżał z obrazy – widzę, że robi się tu jakieś osobiste wycieczki pod moim adresem, widzę też, że staje przede mną poważny problem – czy aby powinienem iść na bal?
-Ach, tak, serce... W serce to on trafia – Korowiwo wyciągnął swój długi palec w kierunku Azazella – jak chce. W dowolny przedsionek albo w dowolną komorę – do wyboru.
Małgorzata nie od razu zrozumiała, a zrozumiawszy, zawołała ze zdumieniem:
-Ale przecież ich nie widać!
-Złociutka! - zaskrzeczał Korowiow – cała sztuka na tym polega, że są niewidoczne! Na tym właśnie polega cały dowcip! W przedmiot, który widać, każdy potrafi trafić!
-Chcę, aby przestano podsuwać Friedzie tę chustkę, którą zadusiła swoje dziecko.
Kocur wzniósł ślepia ku niebu, westchnął donośnie, ale nic nie powiedział, może dlatego, że przypomniał sobie o swoim pokiereszowanym uchu.
-Ponieważ – uśmiechnąwszy się, zaczął mówić Woland – możliwość wzięcia przez panią łapówki od tej idiotki Friedy jest oczywiście najzupełniej wykluczona – nie dałoby się to przecież pogodzić z pani królewską godnością – doprawdy nie wiem, co mam począć. Mam chyba tylko jedno wyjście – zaopatrzyć się w szmaty i pozatykać nimi wszystkie szpary w ścianach mej sypialni.
-Najzupełniej się z tobą zgadzam, messer – wmieszał się do rozmowy kocu – właśnie szmatami! - I rozdrażniony kot trzasnął łapą w stół.
-Mówię o miłosierdziu – wyjaśnił swoje słowa Woland, nie spuszczając z Małgorzaty płomiennego oka. - Niekiedy najzupełniej nieoczekiwanie i zdradliwie wciska się ono w najmniejsze szczeliny. Dlatego właśnie mówiłem o szmatach...
« first previous
Page 14 of 20.
next last »
Data privacy
Imprint
Contact
Diese Website verwendet Cookies, um Ihnen die bestmögliche Funktionalität bieten zu können.